Dzisiaj opowiem o tym, jak w ciągu 10 dni zarobiłem 10 282 zł, wysyłając 8 maili oraz wyjaśnię, dlaczego nie jest to do końca prawda.
Decyzja o przedsprzedaży i strategia kampanii promocyjnej
Na przełomie listopada i grudnia podjąłem decyzję o przedsprzedaży kursu online dla prawników. Zaplanowałem dwutygodniową kampanię promocyjną, po której, jeśli kurs sprzeda się do 10 grudnia, rozpoczniemy jego realizację w styczniu. Co tydzień na platformie będzie pojawiał się kolejny moduł, a cały kurs obejmuje łącznie 12 modułów. Była to naprawdę szalona forma przedsprzedaży — uczestnicy kupowali kurs, którego jeszcze nie ma i przez najbliższe trzy tygodnie w ogóle nie będzie, a gotowa wersja ma być dostępna za 3,5 miesiąca. To wymagało dużego zaufania ze strony klientów. Oczywiście musiałem zaproponować różnorodne benefity. Wprowadziłem niższą cenę, dożywotni dostęp zamiast rocznego oraz dodatkowe bonusy, które mogą przekonać ludzi.
Dlaczego uznałem, że warto poruszyć ten temat?
Zdecydowałem się o tym opowiedzieć, ponieważ w internecie często można spotkać nagłówki informujące, ile twórcy zarobili w krótkim czasie — na przykład w miesiąc lub na jednym webinarze. Takie komunikaty przyciągają uwagę odbiorców. Problem polega na tym, że wiele osób pomija istotne szczegóły, unika konkretów, nie mówi wprost, a czasem wręcz mija się z prawdą, sugerując, że osiągnęli takie efekty w określonym czasie. Dlatego chcę być szczery i dokładnie wyjaśnić, co zrobiłem krok po kroku. Omówię także, dlaczego kwota podana w tytule – 10 282 zł – nie odzwierciedla rzeczywistego zarobku. Na koniec opowiem, jak według mnie unikać pułapek i nie dać się nabrać na marketingowe sztuczki stosowane przez twórców online.
Kroki, które podjąłem w przedsprzedaży kursu
Jeśli chodzi o przedsprzedaż, zdecydowałem się wykorzystać webinar jako główne narzędzie promocyjne dla kursu. Moja promocja polegała na tym, że w pierwszym tygodniu wysłałem dwa newslettery i praktycznie codziennie publikowałem posty na LinkedInie oraz Instagramie, czyli w naszych prawniczych kanałach social media.
Celem było zgromadzenie jak największej liczby osób zainteresowanych tematem budowania marki osobistej prawnika, który miałem omówić na webinarze. Od razu chciałbym dodać, że na webinarze nie sprzedałem żadnego kursu. Jednak lista subskrybentów mojego newslettera znacząco się powiększyła. W ciągu całego roku zgromadziłem około 300–350 prawników. W samym grudniu, dzięki promocji webinaru, dołączyło aż 150 nowych osób. To był dla mnie świetny wynik, zwłaszcza że przyciągnąłem osoby faktycznie zainteresowane tematyką marki osobistej. Po webinarze rozpocząłem 10-dniowe okienko sprzedażowe. W tym czasie pisałem posty na social media, ale skupiłem się na newsletterze jako głównym narzędziu sprzedaży, ponieważ dzięki niemu wyniki były zdecydowanie lepsze.
Czy 10 282 zł to rzeczywista kwota, którą zarobiłem?
W ciągu 10 dni kampanii sprzedażowej do kursu dołączyło 12 osób. Cena kursu w przedsprzedaży wynosiła 695 zł netto, czyli 850 zł brutto. Gdybyśmy zsumowali całość brutto, to rzeczywiście wyszłoby, że w tych 10 dniach na moje konto wpłynęło 10 282 zł. Jednak dlaczego to jest kłamstwo?
Zauważyłem, że inni twórcy podają kwoty brutto, jakby VAT był ich własnością. Od dawna nie uwzględniam VAT-u w moich przychodach. Kiedy podaję cenę klientowi, zawsze jest to kwota netto, ponieważ traktuję VAT jako pieniądze, które przekazuję do Urzędu Skarbowego. Nie mogę mówić, że zarobiłem 10 tysięcy złotych, jeśli prawie 2500 zł z tego to VAT. Moim zdaniem jest to nieuczciwe. Dlatego od tych 10 282 zł muszę odjąć podatek, co daje mi kwotę 8500 zł netto. Jednak to nadal nie jest kwota, którą faktycznie zarobiłem. Gdyby ktoś na etacie powiedział, że dostał 8500 zł wypłaty, to jedno. W moim przypadku, gdy mam 8500 zł netto po odliczeniu VAT-u, wciąż muszę zapłacić podatek. Finalnie, z tych 10 282 zł na moje konto wpłynie pewnie około 5000 zł, może 6000 zł. Co więcej, to nie uwzględnia ZUS-u i innych opłat, które trzeba pokryć.
Często odnoszę wrażenie, że niektórzy twórcy podają duże kwoty, nie uwzględniając podatków. Taki zwykły, przeciętny Kowalski, który dopiero zaczyna swój biznes, może dać się nabrać na informację, że ktoś zarobił 10 tysięcy. Ważne jest, aby sprawdzić, czy mowa o kwocie brutto, czy netto.
Czy naprawdę udało mi się tyle zarobić w 10 dni?
Kolejna sprawa to fakt, że nie zarobiłem tych pieniędzy w ciągu 10 dni. Po pierwsze, kampania nie trwała 10 dni, tylko ponad dwa tygodnie. Pierwszy tydzień również traktuję jako część pracy, ponieważ musiałem zapraszać ludzi na darmowy webinar. Dopiero po jego przeprowadzeniu mogłem zacząć sprzedaż. Mimo że okienko sprzedażowe było otwarte przez 10 dni, pracowałem przez 2,5 tygodnia, żeby zdobyć uwagę moich obserwatorów oraz zachęcić ich do kupna.
Czy w innych okolicznościach osiągnąłbym ten sam wynik?
Nasuwa się pytanie, czy w 2,5 tygodnia, gdybym teraz chciał przeprowadzić podobną kampanię w innej branży, w której nie jestem rozpoznawalny, nie mam marki osobistej ani umiejętności sprzedażowych, udałoby mi się wygenerować taki wynik? Oczywiście, że nie. Dlatego nie mogę powiedzieć, że osiągnąłem ten sukces w 2,5 tygodnia. Budowanie mojej marki osobistej w branży prawniczej zajęło mi 6 lat. Bardzo pozytywnym aspektem tej historii jest to, że po półrocznej przerwie od social media — zarówno na Instagramie, jak i LinkedInie — w ciągu tygodnia zdobyłem 150 nowych subskrybentów. Po moim powrocie od razu zacząłem zapraszać na darmowy webinar, a potem ruszyła sprzedaż. To było naprawdę optymistyczne, że moja marka osobista wciąż miała swoją siłę i rozpoznawalność, dzięki czemu nie musiałem zaczynać budowy od zera.
Przedsprzedaż kursu: Czas i dodatkowe wyliczenia
Kolejna kwestia to fakt, że ten kurs był sprzedawany w przedsprzedaży. Zakładając scenariusz, w którym od stycznia nikt nie kupi kursu w regularnej cenie, muszę uwzględnić czas poświęcony na nagranie kursu, który nie jest częścią początkowej pracy. Podejrzewam, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy będzie to kilkadziesiąt godzin dodatkowej pracy. Tak więc, jeśli nikt więcej już nie dokupi kursu, finalnie może się okazać, że moja stawka wyniesie 30-40 zł za godzinę. Jak na biznes online, to niezbyt atrakcyjna kwota.
Wiarygodność a silna marka osobista
Moim zdaniem to bardzo istotna sprawa, która często umyka w internecie – to, że ktoś coś napisze, nie oznacza, że tak rzeczywiście jest. Warto zwracać uwagę na szerszy kontekst. Myślę, że gdyby ktoś powiedział, że faktycznie zarobił 10 tysięcy w 10 dni na czysto, zaczynając od zera, bez żadnego doświadczenia czy zbudowanej marki, byłoby to naprawdę imponujące. Ale nie wiem, czy ktokolwiek potrafiłby to zrobić.
Będąc szczerym, musiałem włożyć w to mnóstwo pracy i dzięki temu ludzie mnie rozpoznają. Nawet jeśli mnie nie znają, to kiedy zobaczą mój post o darmowym webinarze i zauważą, że mam konto od 6 lat, 30 pozytywnych opinii na Google, rekomendacje na LinkedIn, będzie miało to dla nich duże znaczenie. Jak już wspominałem w poprzednim odcinku — budowanie marki osobistej jest naprawdę kluczowe i działa na naszą korzyść. Jednak odradzamy prawnikom ograniczanie się do mówienia: Mam 10 lat doświadczenia, ponieważ to nie wystarcza, żeby przekonać klienta.
Z drugiej strony, jeżeli napiszę, że jestem od 6 lat marketingowcem w branży prawnej, to na pewno pomoże mi zachęcić ludzi do zakupu. Dlatego warto zwracać uwagę na to, jak się prezentujemy, być precyzyjnym i nie porównywać się z innymi. Nie myśl: Zrobiłem kampanię na 10 tysięcy, a on na 5, więc jestem lepszy. A gdy w kolejnym miesiącu ktoś zrobi 20 tysięcy, uznasz, że jesteś słabszy. Działajmy w zgodzie ze sobą i na miarę swoich możliwości. Dużo łatwiej prowadzić biznes, kiedy skupiasz się na swoich możliwościach, zamiast przejmować się konkurencją i porównywać do innych. Może się okazać, że zarobiłeś 10 tysięcy, tak samo jak ktoś inny, ale ta osoba poda kwotę 15 tysięcy, doliczając VAT i dodatkowe zlecenia.
Podsumowanie
Nie wszystko w internecie jest proste do zrozumienia, dlatego zachęcam do weryfikowania osób, które przekazują różne komunikaty i prowadzą sprzedaż online. Warto sprawdzić, czy rzeczywiście osiągają deklarowane wyniki, mają klientów, oferują konkretne usługi i posiadają doświadczenie, o którym wspominają. Bardzo łatwo jest stworzyć reklamę, w której piszemy o spektakularnych wynikach, tworzymy atrakcyjny storytelling i zachęcamy do udziału w webinarze, który ostatecznie okazuje się być automatyczny. W internecie jest mnóstwo takich rzeczy i myślę, że wiesz, o czym mówię.
Poruszyłem ten temat, aby skłonić do refleksji osoby, które składają obietnice w stylu: W trzy miesiące przebranżowisz się i zaczniesz zarabiać ogromne pieniądze. Powinny one przemyśleć, czy takimi deklaracjami nie wyrządzają krzywdy innym. Oczywiście, zdarzają się przypadki, gdy ktoś rzeczywiście osiąga takie wyniki, ale zazwyczaj potrzeba do tego ciężkiej pracy, wytrwałości, szczęścia lub dobrego timingu. Nie ma gwarancji, że każdemu się uda, dlatego staram się nie składać obietnic bez pokrycia. Każde przedsięwzięcie – budowanie marki osobistej, biznesu online lub stacjonarnego – wiąże się z ryzykiem. Nie popieram mydlenia ludziom oczu i opowiadania nieprawdziwych historii tylko po to, aby sprzedać swój produkt. Zawsze bądźmy wierni sobie. Osobiście kieruję się tą zasadą – nie porównuję się do innych, nie skupiam się na ich wynikach i wierzę, że taka postawa zaprowadzi mnie w dobre miejsce.