Rafał Solarek

Dlaczego po 6 latach zamknąłem agencję generującą prawie 0,5 MLN przychodu rocznie?

Czy w biznesie trzeba zawsze podejmować logiczne decyzje? W tym roku przekonałem się, że niekoniecznie. Czasem warto podążać za swoją intuicją. Dzisiaj chcę przedstawić konkretne powody, dla których zdecydowałem się zamknąć agencję marketingową, którą zbudowaliśmy od zera i która obecnie generuje prawie pół miliona przychodów rocznie.

Dlaczego zamykam agencję marketingową?

Na początek muszę się wytłumaczyć, bo sam bardzo nie lubię, gdy w internecie różni twórcy i przedsiębiorcy rzucają różnymi kwotami, a nie do końca wiadomo, ile z tego to zysk. W naszej agencji ostatnio mieliśmy marżę na poziomie 25-30%, a to powinno dać wam obraz tego, ile faktycznie agencja zarabiała.

Skupię się na konkretnych powodach, dla których zamierzam zamknąć agencję marketingową, która świadczyła usługi dla prawników. Ostatnio bardziej koncentrowałem się na psychice, czując, że coś jest nie tak. Ciężko mi się pracowało w tej agencji, a jej zarządzanie i rozwijanie stało się dla mnie wyzwaniem. To uczucie było trudne do zdefiniowania, ale kiedy lepiej poznałem siebie, spisałem konkretne rzeczy, które przeszkadzały mi w pracy w tej agencji. Chociaż przynosiła pewne zyski i była dobrym przypadkiem do rozwoju, postanowiłem, że nie chcę jej prowadzić dalej.

Zmiana wartości i przesunięcie w grupie docelowej

Zacznę od najważniejszego punktu: grupa docelowa mojej agencji przestała korelować z moimi wartościami. Prowadzimy tę agencję od sześciu lat, a w tym czasie w moim życiu wiele się zmieniło. Przeprowadziliśmy się z Polski na Teneryfę, mamy dzieci, a moje podejście do biznesu również ewoluowało. Teraz jestem doświadczonym przedsiębiorcą, podczas gdy wcześniej prowadzenie agencji było moim pierwszym poważnym, samodzielnie stworzonym biznesem.

Kiedy kończyliśmy studia prawnicze i postanowiliśmy otworzyć agencję, naturalnym pomysłem było skoncentrowanie się na usługach dla prawników. Znaliśmy tę branżę, rozumieliśmy rynek, co ułatwiło nam wejście w ten sektor. Wtedy wydawało się, że marketing dla prawników będzie łatwiejszy niż zakładanie agencji dla wszystkich branż i to się sprawdziło.

Jednak w międzyczasie ja się zmieniłem. Teraz dużo luźniej podchodzę do życia i biznesu. Patrzę na różne aspekty z większą lekkością. Szukam dróg na skróty, sprytnych rozwiązań, które pozwalają działać szybciej, lepiej i konkretniej. Jak to się mówi: pracuj mądrze, a nie ciężko. Te zasady wdrażam na każdym poziomie swojego życia, nie tylko w kontekście biznesowym.

Rozbieżność wartości w grupie docelowej

Osoby z grupy docelowej mojej agencji marketingowej przestały ze mną korelować. To klienci, którzy często żyją swoimi kancelariami, spędzają 12 godzin dziennie w pracy, a ich myśli krążą wokół przychodów, zysków i KPI. Dla nich biznes stanowi najważniejszą oś ich życia. W przeciwieństwie do nich, dla mnie biznes jest jedną z wielu części życia, a nie najważniejszą. Nie angażuję się mentalnie w pracę przez cały czas. Zaczęliśmy się zatem mijać. Lubię luz i jasne zasady współpracy. Mój klient wie, jakie są warunki i czego może ode mnie wymagać, a także trzyma się pewnych granic – nie dzwoni do mnie wieczorem, w weekendy, nie pisze SMS-ów. Ja z kolei staram się być niedostępny telefonicznie. 

Jednak klienci, z którymi pracuję, często oczekują stałego kontaktu, ponieważ płacą i chcą widzieć efekty. Są skoncentrowani wyłącznie na rezultatach, a często nawet nie angażują się w proces – rzucają pieniądze na stół i oczekują, że ja dostarczę im klientów. Marketing wymaga jednak zaangażowania ze strony klienta, chociażby w kwestii przedstawienia, jaka jest kancelaria, jacy są klienci, jakie usługi świadczą oraz w jaki sposób chcą działać na rynku. Niestety, często brakuje tej komunikacji, co zaczęło mi przeszkadzać.

Z tego powodu wszystkie rozmowy sprzedażowe, które kiedyś były dla mnie łatwe i mniej stresujące, zaczęły mnie coraz bardziej męczyć. Kontakt z prawnikiem, mimo że odbywał się tylko online, stawał się dla mnie coraz bardziej obciążający. To jest kluczowy punkt: osoby te nie mają podobnego mindsetu do mojego. Nie jest to żadna krytyka z mojej strony – każdy ma prawo żyć według własnych zasad, a ja nic do tego nie mam.

Inne priorytety w biznesie

Czasem zazdroszczę niektórym przedsiębiorcom ich zaangażowania i pasji, które pozwalają im rozwijać biznesy do ogromnych rozmiarów. Jednak to nie jest moje podejście. Mam inne życie i priorytety. Dla mnie biznes jest ważny, ponieważ zapewnia środki na życie i styl, który chcemy prowadzić, ale nie potrafię uczynić go najważniejszym elementem swojego życia.

Zacząłem czuć, że agencja marketingowa, którą prowadziłem, nie może działać w obecnym wymiarze. Przestałem chcieć mieć kontakt z prawnikami, którzy przychodzą, płacą i stawiają wymagania, ale niewiele od siebie dają. Często są bardzo skupieni na biznesie i mają sztywną postawę. Mieliśmy różnych klientów, więc wiem, jak to wygląda w praktyce. Ta niespójność między moimi wartościami a wartościami grupy docelowej stała się coraz bardziej wyraźna.

Z czasem, po 3-4 latach działalności, zacząłem stawiać większe granice. Zdarzało się, że wypowiadałem umowy klientom, ponieważ irytował mnie ich sposób kontaktu. Często wymagali za dużo, dzwonili wieczorami lub wysyłali SMS-y, ciągle coś zmieniając, nie angażując się w proces. Z różnych powodów decydowałem się na zakończenie współpracy, nawet z dużymi umowami marketingowymi, bo nie chciałem męczyć się z takimi klientami. Jestem z tego bardzo zadowolony, ponieważ mimo że biznes nie uczynił mnie milionerem i nie poszedłem na wcześniejszą emeryturę, potrafiłem odmówić pewnych pieniędzy. Czułem, że nie są one warte tego, aby męczyć się z klientem, który nie pasuje do mojej wizji współpracy.

Refleksje nad skalowaniem agencji

Po narzekaniach na prawników nadszedł czas na krytykę samego siebie. Męczyłem się skalując tę agencję z różnych powodów. Pragnąłem, aby mój biznes rósł, jednak nie osiągnąłem jeszcze poziomu, na którym chciałem, aby pozostał – zarówno pod względem generowanych przychodów, jak i czasu, który mi poświęcał. Mimo starań przez ostatnie półtora roku – zmieniając podejście do sprzedaży i marketingu, zatrudniając różne osoby oraz modyfikując styl mojej pracy – nie udało mi się zwiększyć zysków. W ostatnim roku delikatnie spadły, co skłoniło mnie do refleksji, że może ta droga rozwoju nie jest właściwa. Sam czułem się przytłoczony pracą w agencji, a czasami, mimo że wiedziałem, co powinienem zrobić, nie podejmowałem niezbędnych kroków, ponieważ czułem, że są one niespójne ze mną.

W ciągu tych sześciu lat, podczas świadczenia usług marketingowych, poznałem wielu ludzi i spróbowałem różnych rzeczy, aby się sprawdzić. Szczególne podziękowania należą się mojej żonie Sarze, która mocno zaangażowała się w produkty cyfrowe. Dzięki niej zrozumiałem, jak pracować jeden na jeden z klientem oraz zdobyłem wiedzę na temat sprzedaży produktów cyfrowych. Choć nie mam takiego talentu do rozmowy z klientem jak ona, również prowadziłem konsultacje, tworzyłem produkty cyfrowe, organizowałem webinary. Zauważyłem, że niektóre czynności biznesowe wymagają ode mnie mniej energii i czasu, a mogą przynieść podobne zyski jak agencja.

Prowadzenie szkoleń online, webinarów, nagrywanie kursów czy podcastów sprawia mi dużą przyjemność. Lubię to robić, dobrze się w tym czuję, a dodatkowo nie muszę zajmować się obsługą trzydziestu klientów w agencji, co wiąże się z ciągłym zaabsorbowaniem operacyjnym, rozmowami i odpowiadaniem na pytania. Możliwość stworzenia minimalistycznego biznesu z mniejszą ilością produktów lub usług wydaje się bardziej atrakcyjna. Współpracowałem przy kilku większych webinarach z różnymi podmiotami i widzę, że to może być kierunek, w którym chcę pójść. Taki model pozwoliłby mi zarabiać tyle samo lub więcej, przy mniejszym nakładzie czasu i stresu niż w agencji.

Przeszkody w rozwoju agencji

Co do usług, to napotkałem pewną przeszkodę. Na początku założyłem, że aby agencja dobrze się rozwijała, muszę oferować wszystkie usługi. Gdy prawnik przychodził z potrzebą, czy to SEO, Google Ads, Facebook Ads, identyfikacji wizualnej, czy innych działań z zakresu marketingu internetowego, chciałem być w stanie to zapewnić, aby stworzyć kompleksową ofertę. W praktyce różnie to wychodziło. Czasem korzystaliśmy z podwykonawców, czasem zatrudnialiśmy dodatkowe osoby, a czasem sami uczyliśmy się pewnych rzeczy.

Finalnie okazało się, że posiadamy tak wiele usług, że zaczęło to prowadzić do pewnego rodzaju bałaganu, co uniemożliwiło skalowanie działalności. Przed zamknięciem agencji rozważałem pomysł ograniczenia oferty z około 15 do 3 kluczowych usług, w których miałem dużą wiedzę i doświadczenie. Jednak ostatecznie zdecydowałem się na całkowite zamknięcie agencji. Z perspektywy czasu żałuję, że zdecydowałem się na model „agencji od wszystkiego”, gdzie lepiłem różne usługi i szukałem podwykonawców.

Na szczęście nie mieliśmy sytuacji, w której nasze usługi byłyby wykonane źle, ale w miarę jak rozwijałem agencję, odkryłem, że każda usługa ma inną marżowość i różny poziom trudności. Niektóre usługi wymagały dużo czasu i miały wiele poprawek, inne były prostsze i bardziej przewidywalne. Gdybym teraz miał robić coś podobnego, wybrałbym tylko te usługi, które mają najlepszą marżowość, łatwiej je dostarczyć, a także generują najmniej kontaktu z klientem oraz sytuacji, w których klient może zgłaszać uwagi. Zbyt wiele opcji w ofercie sprawiło, że trudno było mi skalować działalność, co prowadziło do frustracji i zniechęcenia. Mimo wysiłków, osiągnięcie pożądanych rezultatów było coraz trudniejsze.

Problemy z automatyzacją i zatrudnianiem

Kolejna kwestia dotycząca skalowania i zwiększenia przychodów w agencji to automatyzacja. Obecnie możliwości automatyzacji pozwalają na wprowadzenie różnorodnych rozwiązań, jednak ja miałem przeświadczenie, że aby więcej zarabiać, muszę zatrudniać więcej osób. W momencie, gdy mieliśmy już kilka, sześć lub siedem osób, w zależności od okresu, a także kontraktorów na B2B, czułem, że to już za dużo. 

Wiedziałem, że jeśli zdecyduję się na zatrudnienie kolejnej osoby, potrzebowałbym menadżera lub dyrektora, aby to wszystko ogarnąć. Z drugiej strony, miałem blokadę – myślałem, że zatrudnienie kogoś nowego wpłynie negatywnie na zyski agencji, co prowadziłoby do konieczności dalszych kombinacji. Cała konstrukcja marketingowej agencji, którą stworzyłem, wydawała mi się tak skomplikowana, że miałem trudności z myśleniem o jej skalowaniu.

W związku z tym pomyślałem, że bardziej odpowiedni dla mnie byłby minimalistyczny model biznesowy. Przykładowo, mogłem stworzyć jeden kurs online dla prawników, sprzedawać go w liczbie dziesięciu miesięcznie po 1000 zł każdy, co dawałoby mi przychód na poziomie 10 tysięcy złotych. W przeciwieństwie do obecnej sytuacji, w której miałem na głowie siedem osób zatrudnionych, trzydziestu klientów abonamentowych oraz dodatkowych doraźnych, operacyjna praca stała się przytłaczająca. W nowym modelu wystarczyłoby, żebym prowadził jednego Instagrama i sprzedał te dziesięć kursów miesięcznie, co wydawało się łatwiejsze i bardziej opłacalne niż prowadzenie agencji.

Przejście na minimalistyczny model biznesowy

Zdecydowałem, że nie będę się męczył i postaram się zbudować nowy biznes oparty na tym, kim naprawdę jestem i co chciałbym robić. Jak już wspomniałem, zarządzanie zespołem zaczęło mnie przytłaczać. Na początku sprawiało mi to radość – lubiłem zatrudniać ludzi, łączyć naszych klientów z moimi specjalistami i motywować zespół. Widziałem, jak zespół się angażuje, co było dla mnie satysfakcjonujące. Jednak z czasem ta odpowiedzialność zaczęła mi przeszkadzać. Czułem, że nie potrafię ich wystarczająco zmotywować, a brakowało mi teoretycznego i praktycznego doświadczenia w zarządzaniu. Uczyłem się w biegu, a początkowa frajda z czasem zniknęła. Teraz chcę skupić się na pracy samodzielnej, z ewentualnym wsparciem wirtualnej asystentki czy podwykonawców do konkretnych zadań.

Na przykład, teraz nagrywam podcast, wysyłam go do Mateusza z Podkastuj, który zajmuje się montażem i publikacją. Dzięki temu zyskuję spokój, co jest dla mnie w porządku. Nie chcę, aby moje działania marketingowe były oceniane jako działania agencji, zwłaszcza że agencja jest mocno związana z moim nazwiskiem. W przeszłości dawałem dużą dowolność moim pracownikom i zazwyczaj końcowy efekt był zadowalający. Jednak teraz chcę robić pewne rzeczy po swojemu, zwłaszcza w marketingu, gdzie istnieje wiele różnych sposobów działania. Dlatego zespół zaczął mi przeszkadzać, a ja pragnę stworzyć minimalistyczny model z wykorzystaniem podwykonawców, bez konieczności regularnych spotkań czy motywacyjnych rozmów. Chcę pójść swoją drogą.

Dążenie do spokoju i równowagi w biznesie

Jednym z kluczowych punktów, które wypisałem, jest chęć eliminacji rozmów sprzedażowych oraz telefonów od klientów. Jak już wspomniałem, to wynika z faktu, że nie dogadujemy się z obecną grupą docelową. Chcę uniknąć sytuacji, w których w trakcie spaceru z dzieckiem o 16:00 ktoś do mnie dzwoni, bo potrzebuje pilnej usługi lub chce coś zmienić na stronie internetowej. 

Dla mnie istotne jest, aby mój kalendarz i telefon były wolne od takich zakłóceń. Rozważam nawet rezygnację z firmowego telefonu, aby całkowicie odciąć się od pracy. Działam w sposób, który pozwala mi skoncentrować się na pracy od 9 do 14 (lub 13). W tym czasie jestem zmotywowany i wykonuję wszystkie niezbędne zadania. Jednak po zakończeniu pracy chcę całkowicie odciąć się od obowiązków. Nawet jeśli moje dziecko przez 15 minut będzie na tablecie lub przygotowuję obiad, nie chcę wracać do pracy. Gdy kończę o 13:00, to koniec – nie zamierzam już siadać do żadnych zadań.

Ważne jest dla mnie, aby zbudować taki biznes, w którym ludzie po prostu nie będą mi zawracać głowy, zarówno jeśli chodzi o zespół, jak i klientów. W przeszłości mieliśmy układ, w którym zespół mógł do mnie pisać na Messengerze w pilnych sprawach, a na Slacku kontaktowaliśmy się w określonych godzinach. Jednak teraz chcę z tego zrezygnować, aby mój biznes nie opierał się na tym, że muszę być dostępny w każdej chwili.

Zdarzało się, że klienci pisali do mnie SMS-y o 22:00, co było rzadkością, ale na pewno tego nie chcę. Chcę, aby mój biznes działał w taki sposób, że będę mógł skupić się na tym, co robię, bez ciągłych zakłóceń. Po sześciu latach doświadczeń nauczyłem się, jak zarabiać więcej, poświęcając mniej czasu na pracę i teraz chcę ten model wykorzystać.

Zachęcam do eksploracji i poszukiwań

Zachęcam każdego do prób i eksperymentowania, ponieważ tylko w ten sposób można odkryć, co naprawdę działa. Kiedy zakładałem agencję sześć lat temu, byłem pełen entuzjazmu i radości. Obserwuję teraz, jak wiele osób marzy o stworzeniu podobnej agencji, ekscytując się perspektywami zysków i nowych klientów. Jednak z perspektywy czasu widzę, że agencja marketingowa już dla mnie nie jest czymś atrakcyjnym.

Owszem, agencja może generować zyski, a wejście w ten biznes nie jest zbyt skomplikowane – jest to dobre rozwiązanie na początek. Jednak obecnie dostrzegam, że prowadzenie agencji to dość specyficzny model biznesowy. Zarządzanie zespołem, dostarczanie wielu usług i utrzymywanie wysokiego poziomu obsługi klienta to spore wyzwania.

Myślę, że istnieje mnóstwo możliwości, aby zarabiać pieniądze w łatwiejszy sposób niż poprzez prowadzenie agencji. Możliwości jest wiele i warto je eksplorować. Dlatego zachęcam do przemyślenia, co naprawdę sprawia radość i satysfakcję oraz do poszukiwania rozwiązań, które będą bardziej zgodne z osobistymi preferencjami i stylem życia. To klucz do znalezienia satysfakcjonującej ścieżki zawodowej.

Wyzwania związane z budowaniem biznesu opartego na własnej wiedzy

Biznes, który zbudowałem jako agencję marketingową, opierał się w dużej mierze na wiedzy mojej i Sary. Nasza unikalna tożsamość jako właścicieli agencji, którzy aktywnie uczestniczyli w budowaniu marki poprzez webinary, nagrania i transmisje na żywo, pomogła nam wyróżnić się na tle konkurencji. To, co na początku było naszym atutem, zaczęło jednak stawać się wąskim gardłem.

Kiedy zaczynaliśmy, często zatrudnialiśmy niedoświadczone osoby, które uczyliśmy. Nasza wiedza stała się kluczowym czynnikiem w realizacji projektów. W momencie, gdy pojawiał się nowy klient lub nowe zlecenie, często musiało ono przejść przez moje ręce. To prowadziło do sytuacji, w której, gdy miałem mniej czasu lub przechodziłem przez trudniejsze chwile w życiu osobistym, musiałem odmawiać zleceń. Zespół nie był jeszcze w stanie zrealizować zadań samodzielnie, co stawiało mnie w trudnej sytuacji. 

Z perspektywy czasu widzę, że budowanie biznesu w taki sposób było błędem. Byłem nie tylko odpowiedzialny za realizację zleceń, ale również za ich sprzedaż. W sytuacjach, gdy nie miałem czasu na zajmowanie się sprzedażą, po prostu jej nie było. Dopiero w ostatnim roku udało mi się oddelegować całość sprzedaży stron internetowych. Ten krok okazał się bardzo korzystny, ponieważ pozwolił mi uwolnić się od procesu sprzedaży i realizacji, co z kolei wpłynęło pozytywnie na rozwój agencji. Chciałbym wprowadzić tę samą strategię do innych usług, ale wymagałoby to większej determinacji i czasu, a także uproszczenia oferty.

Zauważyłem, że agencja była bardzo mocno związana z moim nazwiskiem i wiedzą, co ostatecznie przyczyniło się do podjęcia decyzji o zamknięciu części usługowej. Chociaż marka, która zajmuje się edukacją prawniczą, pozostanie, postanowiłem wycofać się z usług, które wymagały ode mnie zbyt dużej kontroli. Stworzenie minimalistycznego modelu biznesowego, w którym mogę działać w zgodzie z własnymi wartościami, jest dla mnie teraz priorytetem.

Zmiana kierunku działalności i nowe możliwości

Na koniec chciałbym zaznaczyć, że moja decyzja o zamknięciu agencji zbiegła się w czasie z zakładaniem działalności gospodarczej na Teneryfie. Aktualnie, w związku z przepisami obowiązującymi na wyspie, nie mam możliwości zatrudniania pracowników, nawet na umowę zlecenie. Rozważaliśmy założenie spółki z o.o. w Polsce, ale dla rezydentów podatkowych Hiszpanii nie jest to prosta sprawa. W tej sytuacji zdecydowałem się na uproszczoną formę działalności, co idealnie koresponduje z moim planem zamknięcia agencji.

Obecnie prowadzę działalność jako freelancer i współpracuję z podwykonawcami na zasadzie B2B, co pozwala mi na większą elastyczność i mniejsze zobowiązania finansowe. Nie buduję zespołu na Teneryfie, jestem na etapie przekształcania sposobów zarabiania. Wciąż mamy aktywną agencję do końca listopada 2024 roku, ale już teraz widzę, że to nowe podejście jest dla mnie bardziej komfortowe.

Decyzja o zamknięciu Agencji Marketingowej dla Prawników jest już finalna, wszystkie formalności są załatwione. Po jej zakończeniu zamierzam skupić się na edukacji w zakresie marketingu prawniczego oraz na nowych projektach, które jeszcze nie zostały ujawnione. Myślę, że to będzie dla mnie szansa na rozwój w kierunku, który bardziej mnie interesuje i w którym mogę wykorzystać swoją wiedzę oraz doświadczenie, ale bez ciężaru związku z zarządzaniem zespołem i rozbudowaną strukturą agencji. Czas pokaże, co przyniesie przyszłość, ale czuję, że to krok w dobrą stronę.